Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/272

Ta strona została skorygowana.

Podkomorstwo nie byli od tego nawet. Panna się śmiała z tego zafarbowanego pretendenta. Miała ich kilku jeszcze ubogich, którzy równie dla jej piękności, jak dla widoków na protekcyę i opiekę podkomorstwa swatali się uporczywie. Pannie Malwinie za mąż wychodzić nie było spieszno.
Maurycy, który miał niewyszukaną powierzchowność, dosyć się jej podobał — ale o możliwości nawet podobania się jemu nie pomyślała. Wszyscy zauważali jednak, że jak przy pierwszej bytności, Maurycy ochoczo z nią rozmawiał i nawet się trochę rozchmurzył.
Węgrowicz i Slaski poszli tedy do celu strzelać. Każdy z nich miał dać strzałów dziesięć, w równej oba odległości, ze strzelby jednej... Począł starszy i wsadził kul pięć w sam środek... Slaskiemu się ręce trzęsły, począł też pukać i nie chybił ani razu... Drugie pięć strzałów miały rozstrzygać... Wszyscy się gorąco zajmowali niemi; tymczasem Maurycy z panną Malwiną rozprawiał Bóg wie o czem... śmieli się i nawet na tarczę nie spojrzeli.
— Patrzajże — odezwał się podkomorzy trącając łokciem żonę — jak pana Boga kocham, Czermiński bałamuci Malwinę... To nie bez kozery...
— Dajże pokój! co znowu! at — młody, ani sobie rój nic podobnego...
— No! zobaczysz, rzekł podkomorzy — ja ci mówię, że się sobie podobali.
— Choćby i tak, to od podobania do pobrania daleko... a ubogiemu dziewczęciu do Czermińskiego!
Podkomorzy, który z dala zobaczył jak śmiejąc się Moryś w rękę pannę pocałował, nic nie mówiąc już łokciem żonę potrącił.
Przy pierwszej zręczności pani Jadwiga skinęła na Malwinę, która przybiegła do niej.