Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/275

Ta strona została skorygowana.

się wybierał jechać; nie puszczono go od podwieczorku... Po nim zagadano go do wieczerzy. Że do niej dla bolu głowy nie poszła gospodyni, Moryś prowadził Malwinę i usiadł przy niej. Znajomość i dobre porozumienie zwiększało się co chwila — ona była coraz śmielsza, on coraz żywszy. W ciągu tego dnia nie pomyślał nawet o marszałkowej.
Dopiero, gdy późno już, po kilkakrotnem pożegnaniu, znalazł się sam jeden na drodze ku domowi, jak zgryzota sumienia przypomniała mu się ta... trochę przywiędła piękność, której jeśli nie poprzysiągł wierności, to przynajmniej zapewnił ją o najczulszem przywiązaniu. Sam się zdziwił, że w duszy porównywając te dwie kobiety — ostatniej dawał pierwszeństwo. To porównanie mu dało uczuć coś wymuszonego, nienaturalnego u marszałkowej.
I pogniewał się sam na siebie...
Na dobitkę przyszły się też przypomnieć wyrazy hr. Teofila o latach czterdziestu i trzech, i o księciu...
Gdy do Rakowiec wrócił, matka już się była położyła. Nie spała jednak i kazała go do siebie przywołać... Musiał jej opowiadać o bytności swej, o zabawie, i jak mu się ludzie podobali... Około północy wchodząc do swojego mieszkania, zastał tu oczekującego na siebie Pierzchałę.
Umiał on się utrzymywać tu ciągle na swem stanowisku totumfackiego, i rad był bardzo zaskarbić sobie affekt p. Maurycego, a stać mu się użytecznym. I teraz więc — sam osobiście wręczał mu z poczty przybyły list z Warszawy... Był on, jak się łatwo domyślić, od marszałkowej.
Pierzchała miał coś więcej na celu. Gdy pierwszym razem znajdował się z Maurycym w Wierzejkach, uważał ożywioną z panną rozmowę — zmiarkował, że paniczowi w oko wpadła. Gotówby był ofiarować swe usługi do potajemnej intryżki,