Falimirska wyjechała nie oznajmując o tem nikomu, prócz Malborzyńskiemu... Maurycy wcale o tem nie miał wiedzieć, chciała spaść jak piorun na niego...
Nocą przybywszy do Holmanowa, nazajutrz rano kazała się zawieść do Rakowiec. Maurycy siedział w ganku z proboszczem, gdy się zjawiła niespodzianie... Struchlał niemal na jej widok i zmieszał się mocno. Marszałkowa śmiejąca się, wesoła, najmniejszego nie okazując gniewu, powitała go czule i zaczęła pytać o matkę. Panna Damianna już jej o tym gościu oznajmowała... Nie rychło jednak ubrana wyszła do niej Czermińska, zmieniona, zżółkła, wychudła, straszna, z różańcem na ręku...
Nie mówiono przy tem pierwszem spotkaniu o niczem oprócz Leonowstwa. Bystry wzrok i czucie przybyłej pani odkryły jej, czego się nie spodziewała, że Czermińska dla ulubionego syna znacznie ostygła...
Zabawiwszy z godzinę, marszałkowa zaprosiła z sobą Morysia do Holmanowa, aby z nim pomówić o interesach Leona, o Warszawie, i zabrawszy go z sobą odjechała. W drodze — była milcząca, ale smutna.
Zmieszany Maurycy, zmieniony był widocznie. Chciał zbliżając się do niej odwołać się do dawnych przywilejów; z lekka go odtrącono.
Dopiero w saloniku w Holmanowie, gdy sam na sam zostali, podniosła się Falimirska i zapytała usiłując być panią siebie:
— Proszęż cię — wytłómacz mi co to wszystko znaczy?
— Co? zapytał z kolei Maurycy.
— Jakto! nie rozumiesz mnie? Ale wszystko się zmieniło. Nasz stosunek, stosunek twój do brata... układ zawarty co do interesów... co to jest? Zrywasz więc ze mną, zrywasz z nami?
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/284
Ta strona została skorygowana.