Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/293

Ta strona została skorygowana.

ufności, jaki nam pani Czermińska okazuje. Był czas, gdyśmy za życia jej męża, nie lękali się dla niej narażać... gdyśmy pana Leona przyjęli — nie wiedząc jak się skończy... gotowi do ofiar. Był czas, że nam zapewniano wdzięczność — a...
Proboszcz się zniecierpliwił.
— Ale moja mościa dobrodziejko — zawołał unosząc się nieco: — państwo się nie możecie uskarżać na połączenie z Czermińskimi! Cóż u Boga! Lepiej córki wydać nie mogłaś pani...
Marszałkowa aż się z krzesła porwała zarumieniona.
— A! bardzo przepraszam szanownego proboszcza... córka moja świetniejszą partyę zrobić mogła, i dla imienia i majątku. Mam na to dowody.
— Nie idzie za tem, aby długi wdzięczności, jeśli jakie są, p. Maurycy osobą i majątkiem miał płacić — wybuchnął ks. Kaniewicz...
Marszałkowa zarumieniła się mocno, zadrżała — gniew ją porwał, ale się pohamowała zaraz.
— A zatem, dodała, przechodząc w ton chłodno-szyderski — rzeczy skończone... Nie mamy mówić o czem... Pan Maurycy postąpi jak zechce i jak mu mama każe...
To mówiąc wstała, jakby dla zakończenia uciążliwej rozmowy; ale proboszcz, którego fizyognomia nabrała kapłańskiej powagi — nie ruszył się z miejsca...
— Jesteśmy sami, pani marszałkowo dobrodziejko, jam ksiądz i przyjaciel domu... mam obowiązek przemówić tu do jej sumienia... Odebraliście matce jedno dziecię, zostawcie jej bez sporu, zgorszenia, niezgody, choć jednego syna...
Wiemy to, że pani potrafiiłaś uzyskać łatwą przewagę i wpływ silny — nad Maurycym; niechciej