Czermińska zmieszała się, rozpłakała, i zdając wszystko na pannę Damiannę, sama się modlić zaczęła.
Pan Symforyan wstrzymany w sieni, chodził po niej w humorze okropnym, mruczał i klął.
Ukazała się panna Iamianna.
Nie było inego appartamentu, tylko pokój gościnny z przedpokoikiem na górze... Wszedłszy tu skrzywił się kamerdyner, wyrażając się bez ogródki, że u nich lepiej lokaje są pomieszczeni. Panna Damianna drżąca nie miała odpowiedzi na to, łzy się jej już w oczach kręciły. Jędrka i stróża posłano po tłómoki.
Kamerdyner kwaśny, zbliżył się do stojącej kuzynki.
— Proszę pani — odezwał się z dumą — a dla mnie pokój?
Nowa wynikła trudność i nowe nieukontentowanie, bo pokój nie mógł być gdzieindziej jak na folwarku.
— Niechże to dyabli biorą — zamruczał przybyły — z temi szlacheckiemi dziurami...
Może przez zemstę za to nieposzanowanie godności swej, pan Symforyan nie szczędził wcale panny Damianny. Brakło mu lavabo, nie było stolika, łóżko było nie do spania, zapotrzebował trzech dywanów... W domu powstał zamęt straszny i bieganina nieznośna, pannę Damiannę rozbolała głowa.
Symforyan był nieubłagany.
— Niech znają! mówił w duchu...
Z wielką biedą urządził się pokój dla pana Leona, który kamerdyner znajdował chlewem nieznośnym — ruszając ciągle ramionami i plując — gdy — jakby sobie co przypomniał, nagle popędził za odchodzącą panną Damianną.
— A! proszę-no pani — zawołał — to niedosyć. Pan jest zdrowia bardzo delikatnego i ma swoje
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/311
Ta strona została skorygowana.