Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/316

Ta strona została skorygowana.

— Matka...
— A! gdybyś istotnie chciał, i matki poprosił, nie zabroniłaby ci żyć, gdzie nam lepiej. Ona przywykła do tej ciszy... tyś jej nie tak potrzebny... a mnie, Morysiu — byłbyś podporą — pomocą...
— Mój Leonie — rzekł cicho brat — będziemy o tem mówili... ale ja nie wiem, czym do tego życia stworzony... Twoja natura delikatniejsza, usposobienia inne, zawsze byłeś różnym odemnie. Przypomnij dawne czasy...
— A! zapomnijmy je lepiej! odparł Leon... ale — dosyć...
Przywożę ci czułe, serdeczne ukłony od marszałkowej, która po tobie tęskni. Doprawdy — rozśmiał się — mama jest w tobie zakochana...
Zarumienił się Moryś i ramionami poruszył — nie wiedząc co mu powiedzieć.
— Kazała mi na odjezdnem oznajmić ci, że cię czeka, i że sama twój pokój na nowo urządziła... mówił Leon... Zart żartem, jeśli nie inaczej, kocha cię jak syna, a ja mógłbym być zazdrosny. Książę także tęskni po tobie, a ten poczciwy Teofil, który się zupełnie wcielił do naszego domu, nieustannie mnie pyta, kiedy się ciebie doczeka?...
Tu, zwracając nagle rozmowę, Leoś, który się lubił chwalić — począł o swoich koniach mówić, i o nabyciach broni i sprzętów.
— Wiesz, że w Warszawie o niczem nie mówią, tylko o nas. Felicya jest to l’astre du jour, ona narzuca mody, ja imponuję ekwipażami, a mogę powiedzieć, we wszystkiem mam sukcesa ogromne... nawet takie, z których mi się chwalić nie wypada... Do jednych kart nie idzie mi szczęście.
— Jak to! grywasz? podchwycił Maurycy.
— A! cóż dziwnego! niesposób znowu stać się anachoretą żyjąc z ludźmi. Wyśmianoby purytanizm...