— Nie ma najmniejszej potrzeby, ażebyś pan tu dosiadywał — przerwał Malborzyński. Ja już i tak skazany jestem na wędzenie się na wsi — wszak mieliście mi dać pełnomocnictwo — dajcie mi je do działu — a słowo daję — będą mądrzy, gdy ze mną do lat pięciu dział przyprowadzą do skutku.
Począł się śmiać mocno, uszczęśliwiony Leon rozśmiał się także; śmiech ten coraz silniejszy, serdeczniejszy rozległ się po pustym domu.
— Niech ci Bóg płaci! Tyś zbawca nasz. W ten sposób — począł Leon, ja nie mam najmniejszej potrzeby tu siedzieć — dzień, dwa dla mamy i dla przyzwoitości... pojedziemy do Kobrynia zeznać plenipotencyę, lub ci ją przyszlę z Warszawy — i marsz! jadę! klasnął w ręce i zawrócił się na pięcie, podtańcowując.
— Jadę! jadę! zbawco mój! nie wiem jak ci odwdzięczyć...
Wszystko skończone! Myśl genialna jedyna... Zwlekać!...
Podano do stołu. Malborzyński umiał przyjmować smakoszów, miewał tu dawniej księcia... Obiad był prawidłowy pod względem materyałów użytych do niego i sztuki z jaką je zużytkowano... Leoś, który od kilku dni karmił się surrogatami, doznał błogiego uczucia, witając to do czego był nawykły — wykwintne jadło, potrzebne podniebieniom popsutym... Wprawiło go to, jak równie ów pomysł genialny przebiegłego doradcy, w najpiękniejsze usposobienie. Zrzucił ciężar, czuł się wolnym i mógł prawie jak zwycięzca powrócić.
— A l’impossible nul n’est tenu! powtarzał przy obiedzie. Mam do czynienia z mamą... to utrudnia... Pan jesteś obcy, pilnujesz powierzonego mu przez przyjaciela interesu, jesteś swobodniejszy... masz
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/323
Ta strona została skorygowana.