Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/324

Ta strona została skorygowana.

prawo nie czynić żadnych ustępstw... i — wlec — wlec — wlec...
Śmieli się i zapijali. Wszystko było doskonałe. Malborzyński żyć lubił, i pamiętał o tem, aby dom był zawsze zaopatrzony jak należy. Nic go to nie kosztowało.
Samolub Leoś, pozbywszy się już kłopotu, nie chciał nawet o nim mówić, począł o Warszawie, o swem życiu... wychwalał się, śmiał, dowcipował... Tych kilka godzin spędzonych w Holmanowie, fizycznie i moralnie przywróciło mu siły. Poparty przez Malborzyńskiego nie miał już obawy o przyszłość.
Pan Aleksy zalecił mu tylko, aby Maurycego oszczędzał i starał się z nim być jak najczulej. Resztę, dodał, na mnie pan zrzucisz...
Jeżeliby się zaś do pana odwoływali, ha — można zawsze będzie powiedzieć, że interes zdany na mnie, że od niego raz umyłeś pan ręce. I przytem stać.
Naradzali się do wieczoru, wreszcie, choć się Leosiowi chciało zostać z Malborzyńskim, bo tu jemu i panu Symforyanowi byłoby dogodniej — musiał wracać do Rakowiec...
Wrócił ożywiony i w daleko lepszym humorze, niż wyjechał. Z matką tego dnia wcale nie mówił o interesach, a gdy na górę poszli z Maurycym, oświadczył mu w krótkich słowach:
— Byłoby z mojej strony niedelikatnością sprzeciwiać się woli mamy i twojej, kochany Morysiu. Chcecie działu, to trudno! Ja, acz widzę to niekorzystnem dla ciebie... bo to twoją przyszłość i naszą kompromituje — sprzeciwiać się nie mogę. Niech i tak będzie...
Z tylu interesami na głowie, sam nie mogę tego dopilnować — plenipotencyę dam Malborzyń-