Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

pełnie obcego przedmiotu — i — na końcu przeprowadził co mu było potrzeba.
Malborzyński był pięknym mężczyzną co się zowie, twarzy wesołej, nieco szyderskiej, z wąsikiem starannie podkręconym do góry — ubierał się zawsze wytwornie, ręce miał piękne i białe, w obejściu się znać w nim było obytego ze światem i lepszem towarzystwem... gładki był i łatwy... i marszałkowa miała słabość do niego...
Po odebraniu listu od księcia, jednego wieczorku wezwano pana Aleksego do marszałkowej. Był to wieczór letni. Felicyi matka poradziła przejść się po świeżem powietrzu, zostali sami. Piękna pani z tajemniczym wyrazem zbliżyła się do ulubionego plenipotenta, który za wczasu usiłował, patrząc jej w oczy, myśl odgadnąć.
— Mój panie Aleksy, odezwała się głosem pieszczonym, który był jej właściwy, pani marszałkowa — mam z tobą pomówić, o jednej, bardzo — ale to nadzwyczaj ważnej sprawie! Wielka tajemnica!
Malborzyński słuchał, udając poważnego.
— Idzie o... projekt niesłychanie dla nas... ważny! powiadam ci... Ale — sekret!
Położyła palec na ustach.
— Mam dla Felicyi męża!! szepnęła ledwie dosłyszanym głosem... Pisałam już o tem do księcia, zasięgając jego rady. Nons sommes d’accord... Mój panie Aleksy, ja na ciebie rachuję, musisz mi dopomódz...
Zerwał się plenipotent żywo...
— Ależ ja, choćby przyszło życiem przypłacić, jestem na usługi...
— Ja to wiem, ciągnęła dalej po cichu marszałkowa — i dla tego, wam się jednemu zwierzam... Nie domyślasz się o kogo chodzi?
— Nie mogę, nie umiem...