Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/331

Ta strona została skorygowana.

o żadne korzyści. Podziękowawszy za zaufanie, podkomorzy, który lubił być takim rozjemcą, spytał poufnie: czy mają jaką predylekcyę do majątków niektórych i coby woleli?
— Moja matka i ja — odparł Maurycy, — dla ukończenia bez trudności, i z zaspokojeniem zupełnem Leosia, gotowiśwy do ofiar. Niech biorą co im dogodniej — zgadzam się na wszystko, byle schedy były mniej więcej równe...
Maurycy przywiózł z sobą papiery, rachunki, inwentarze, ocenę ziemi, wykaz dochodów, słowem co tylko mogło posługiwać do działów.
O ile Malborzyński chciał zwlekać, o tyle pani Czermińska gorączkowo się dopominała, aby kończyć co najprędzej.
Napisano list do Malborzyńskiego, wezwano prawnika do pomocy, Maurycy obiecał zjechać także, i podkomorzy wziął się natychmiast do rozpatrzenia sprawy. Lubił się on bawić, polować i po całych wieczorach, przy gawędce i kieliszku, grać wiseczka — było to passyą jego; ale gdy przyszła sprawa na stół — podkomorzego poznać było nie można. Siedział przykuty nad papierami, ani śniadanie, ani wist go już oderwać nie mógł — nie wstał, nie spoczął, dopóki do celu nie doszedł. Bywało nawet, że się gniewał, gdy mu przeszkadzano.
W sprawie tych działów, właśnie dla tego, że mu ją Malborzyński zapowiedział jako zawikłaną i trudną, miłość własna jego była mocno rozdraźniona. Obraziło go to — jak mówił — że ten, z pozwoleniem, dudek jakiś, chciał na niego wpływać i myślał go podejść.
Zabrał się więc w kancellaryi nie żartem do pracy, zaprosiwszy Kolembę. Dwa dni siedzieli od rana do wieczoru, nie wstając prawie.