Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/334

Ta strona została skorygowana.

niezdarnego o nim mówiono, słowem byli dobrymi przyjaciołmi...
Gdy wszyscy zaczęli, wezwani przez podkomorzego, przechodzić do jego kancellaryi, Maurycy chciał zostać z panną Malwiną, nie widząc potrzeby assystowania początkowym rozprawom — pan Czesław jednak sam po niego przyszedł, i wziął go pod rękę.
— Wierzę mocno, że panu może być przyjemniej bałamucić moją siostrzenicę, niż iść się ujadać z prawnikami; ale daruj — wyście piwa tego nawarzyli, musicie go choć skosztować. Chodź... panna Malwina nie uciecze... chybaby ją Węgrowicz ukradł.
— Nie dam się, wujaszku! odparła śmiejąc się wesoła dziewczyna.
Szedł tedy pan Maurycy, i usiadł sobie na boku.
Kancellarya podkomorzego, jak cały jego dom, była umeblowana z prostotą i zaniedbaniem pierwotnych czasów. Zbytek tu był tylko w jadle i napoju... zresztą ograniczano się do tego co potrzeba konieczna wymagała...
Obszerny pokój wydawał się pusty. Stół ogromny, poklapany atramentem, naprzeciw niego równie wielka, stara, wysiedziana i wyleżana sofa, okryta perkalikiem, kilka stołków, jeden fotel — w oknie barometr, w kącie zegar stary w nowej i brzydkiej szafce, przez domowego stolarza grubo i nieforemnie wystruganej — u drzwi na gierydoniku woda, cukier i wino, — to stanowiło kancellaryi uzbrojenie. W kącie stała jeszcze szafa z papierami klejową farbą pomalowana niebiesko, której już połowa poodskakiwała. Pstrocizna jej była zabawna ale nieładna.
Poczęło się tedy od wyliczenia całego mienia. Gotowiznę niemal wszystką po ojcu zostałą zabrał był już, niby dla umieszczenia w banku, pan Leon... Nabycie i urządzenie domu, gody weselne, pożyczki