Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/336

Ta strona została skorygowana.

Maurycy oświadczył przywołany, iż matka nawet na ustąpienie Rakowiec natychmiast jest zdecydowana, i upoważniła go do przyjęcia nawet tej ewentualności.
Malborzyński osłupiał. — Te jednostronne ustępstwa, drugostronne wymagania ciągłe — wszystkich pomieszały jakoś. Podkomorzy zabrał głos.
— Aż do zbytku powolności ze strony pani Czermińskiej i pana Maurycego, którą tylko miłości macierzyńskiej i braterskiej przypisać należy, i skłonić głowę przed nią — czyni mi niepłonną nadzieję, że dział musi przyjść bez zwłoki do skutku... Cieszę się tem, bo w długim moim zawodzie obywatelskim, rzadko mi się trafiało spotykać tyle bezinteresowności.
Malborzyński się zaczerwienił, zły był jak dyabeł, mitygował jednak.
— Pan podkomorzy dobrodziej pozwoli... ja tu jestem plenipotentem, obcym, pilnującym obcej sprawy — nie dziw więc, że bronię się i wymagam... Pochwała jednej strony zdaje się zarazem drugiej naganę zamykać — ale...
— Bynajmniej — przerwał podkomorzy — co innego pełnomocnik a co innego strona... kury do indyków nie należą...
Wszyscy się z rubasznego żartu śmiać zaczęli. Pan Aleksy płomieniami sie oblewał. Siadł impetycznie i zamilkł...
— Wzywam szanownego pana Aleksego, odezwał się podkomorzy, ażeby jako reprezentujący starszego brata, ułożył schedy... Wszak tak, panie Maurycy?...
— Proszę — rzekł krótko powołany...
Malborzyński siedział skłopotany, patrząc w papiery.
— Słowo daję, zawołał, ja tego bez skommunikowania się z panem Leonem uczynić tak na poczekaniu nie mogę... Z wielu względów interes się po