Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/341

Ta strona została skorygowana.

Udał pan Aleksy, że to przyjął jako oznakę poufałości, ale zły był... Podkomorzy w butach kozłowych wszedłszy do salonu z prawdziwą satysfakcyą pluł na posadzkę, ale humor miał złocisty i wice-gospodarza ściskał a ściskał co chwila... Pił i jadł z apetytem... robiąc uwagi dziwne nad kuchnią.
— Ależ to coś nam dałeś doskonałego, panie gospodarzu — wołał zmiatając z talerza. Bóg widzi, nie mam wyobrażenia co to jest... a smakuje mi przedziwnie. My biedna szlachta na naszych stołach lubimy jasno widzieć co się w półmisku święci, i poznawać oczyma co żołądkowi dajemy... U was... wszystko zagadki... ale nie ma co mówić — palce po nich oblizywać...
Jużci żabek mi nie dałeś?
Pan Aleksy zapewniał, że ani żab ani ślimaków o tej porze już nie było...
Po obiedzie, w paradnej salce na górze, dawnym, appartamencie księcia, dano czarną kawę, likwory i papiery. Projekta działów przygotowane były dosyć zręcznie, bo na jedną schedę, na którą szły kapitały wszystkie, dołączono też najlepszy majątek, nizko go oceniając. Właśnie tej schedy żądał Leon. Krzywda przez to wyrządzana Maurycemu, oceniona być mogła na jakie sto tysięcy rubli. Biło to w oczy... Lecz, że ludzką jest rzeczą się mylić, chciwość kapitału sprowadziła omyłkę z razu niepostrzeżoną. Ów milion rubli kaucyi, liczono jak stał, gdy wydobycie go zmuszało do znacznych ustępstw.
Kompensowały one dostatecznie fałszywie postawiony rachunek. Maurycy, który się już interesu tego dotykał, znalazł schedy równoważące się, i przystał na swoją. Ustępowano mu nawet Rakowce...
Z razu podkomorzy chciał protestować, zakrzyczał Kolemba, ale gdy Maurycy się godził stanowczo — przyjęto warunki... Dział tedy formalny, przy świad-