Jechał zawczasu się lubując powrotem swym, rozkoszą upragnionego spoczynku, wśród wszystkiego czem się otoczył w zaczarowanym pałacyku swoim...
Nadzieje podobne bardzo często zawodzą... Tym razem nic tak niespodziewanego nie czekało go w progu, a jednak ów rozkoszny pałacyk, w czasie niebytności gospodarza, był teatrem jakiegoś wypadku niezrozumiałego, który — choć starannie tajony — zostawił po sobie wrażenie odbijające się dziwnie na zasępionem czole marszałkowej i księcia...
Rzecz się tak miała: W dni kilka po wyjeździe Leona, które hrabia Teofil od rana do wieczoru niemal spędzał u marszałkowej i u księcia, lub w saloniku Felicyi, zaszła jakaś reperacya w appartamencie hrabiego Teofila, zmuszająca go do szukania chwilowego mieszkania w mieście.
Przez tych dni kilka hr. Teofil w szczególne się wkupił łaski u marszałkowej. Przesiadywał u niej, jeździł z nią, na długich rozmowach sam na sam spędzał godziny... Z nią też potem chodził bawić Felicyę, i najczęściej matka zostawiając go u niej, wychodziła dopiero spocząć do siebie... Książę także pojednał się zupełnie z siostrzeńcem, a był tak dyskretny, że mu ani Felicyi, ani marszałkowej bawić nie przeszkadzał. Najwięcej siedział u siebie...
Z troskliwością prawdziwie kuzynowską, ten poczciwy hr. Teofil starał się rozerwać Felicyę szczególniej — i można było powiedzieć, że mu się to bardzo wiodło szczęśliwie. Po całych godzinach, często do bardzo późna, słychać było ich śmiechy i niezmiernie ożywione rozmowy... Kilka razy nawet nadchodząca marszałkowa musiała zwrócić ich uwagę, że tak głośna zabawa mogła niepotrzebnie zaciekawiać sługi. Hr. Teofil prawem kuzynowstwa wchodził poufale do pokojów młodej pani w różnych godzinach,
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/344
Ta strona została skorygowana.