Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/348

Ta strona została skorygowana.

Z tym wypadkiem, o którym oprócz domowych mało kto wiedział zresztą — wesołość i swobodna myśl z pałacyku uleciały. Hrabia się wyleczył, marszałkowa została jakby przerażona i strwożona. Felicya pobladła, zmizerniała i posmutniała. Książę był chmurny i zawsze w obawie, że się musi rozchorować. Doktor do niego codzień przychodził — ale tej melancholii i aprehensyi żadnemi lekarstwami rozpędzić nie mógł. Marszałkowa też przesiadywała u niego, pilnowała, pielęgnowała... z niewielkim skutkiem. Miał ideę upartą, że żółtaczki dostanie... Przez cały niemal dzień pokazywał sobie język w lusterku i przykładał chustkę do twarzy, aby lepiej kolor jej ocenić. Żółtaczka nie przychodziła — ale humor się nie poprawiał.
Widać, że niedorzeczne przywidzenie hrabiego, któremu się zdawało, że go ktoś w korytarzu napadł, co jawnie było niemożliwe — oddziałało na chorobliwą imaginacyę księcia, gdyż w kilka dni potem... pod jakimś pozorem, kazał przywołać szwajcara.
Pan Marcin Żabka, a dziś Żabczyński stawił się przed księciem, nie w oflicyalnym swym stroju, który mu służył tylko w bramie, na stanowisku, ale w długim surducie, będącym rodzajem wice-munduru. Z powagą stanowiącą attrybucyę jego powołania, zajął miejsce w progu. Książę nim się do niego odezwał, długo się przechadzał po pokoju, jakby się namyślając od czego ma zacząć, przyczem pastylki dla uspokojenia żółci przepisane z bombonierki do ust przenosił...
— Panie — jakże się pan zowiesz! począł.
— Marcin Żabczyński, do usług księcia.
— A więc, panie Żabczyński — rzekł książę: czy masz waćpan spis wszystkich ludzi do posług używanych w pałacu?... Idzie tu o bezpieczeństwo domowe... Monti i waćpan poprzyjmowaliście niektórych