Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/357

Ta strona została skorygowana.

Nie było niebezpieczeństwa, by się pan Leon dopytywał zbytnie o cokolwiek bądź w domu, bo go więcej zajmowało życie na zewnątrz i stosunki w mieście. Im cały niemal dzień poświęcił, napawając się wrażeniem jakie czyniło jego przybycie. Witano go z taką radością niekłamaną!
Groziło skądinąd zdradzenie milczenia nakazanego w domu. P. Symforyan, który miał między służbą wielką powagę i zachowanie, lubił plotki, natychmiast po przybyciu potrzebował sprawozdania ze wszystkiego co się tu działo pod niebytność jego... Zausznik jego, młody Stasiek, w sekrecie opowiedział mu ze szczegółami jak marszałkowa sprowadziła tu hrabiego, i co mu się tu przytrafiło. Powieść była złośliwa i pełna domysłów najśmielszych, które żywa imaginacya pana Symforyana dopełniła.
Zrozumiał on po swojemu całą tą historyę, i nic Staśkowi nie mówiąc, wziął na rozwagę — czyby mu nie wypadało, skarbiąc sobie łaskę pańską — oczy otworzyć —? Z jednej strony mogło to być korzystne, z drugiej niebezpieczne. Zawahał się więc pan Symforyan i postanowił odłożyć stanowczą decyzyę do lepszego rozpatrzenia się.
Ani tego dnia, ani następnego nie odezwał się z niczem, ale zbierał z różnych źródeł materyały, a że w garderobie Felicyi miał przyjaciółkę, niemłodą już, ale piękną pannę Matyldę, która i złośliwą była bardzo i nader przenikliwą, zaczerpnął tu także ważnych poszlak i domysłów. Służąca marszałkowej sprzyjająca panu Symforyanowi i chcąca go oderwać od panny Matyldy, przysłużyła mu się informacyami. Trzeciego dnia kamerdyner już wiedział więcej niż ktokolwiek. Miarkował to dobrze, iż może na swą korzyść obrócić kiedy zechce ciekawe rzeczy, o jakich się dowiedział... i uśmiechał się tylko spoglądając z ukosa na Leosia.