nadzwyczaj zręcznie prowadzona, ażeby młodzieńca rozognić. Pan Malborzyński wprosił się, narzucił na konfidenta. Przyjaźń między nimi zawiązała się serdeczna, gorąca... bezgraniczna... poprzysięgli sobie braterstwo...
Pan Aleksy wymógłszy umiejętnie wyznanie na Leosiu, nie krył przed nim, że pozyskanie serca i ręki panny jest zadaniem niesłychanie trudnem. Radził nie desperować, ale przewidywał straszliwe zawikłania... Książę opiekun, matka wiele wymagająca, rodowe wymagania, majątkowe sprawy... wreszcie samo serce dziewczęcia... wszystko stawało na drodze, o wszystko dobijać się, walczyć było potrzeba...
Malborzyński przyrzekał uroczyście dopomagać, uczył jak chodzić, rady dawał, pocieszał, i wziął w swe ręce wszystko... Dalej szło już wedle jego planów, skombinowanych z temi, które marszałkowa podawała.
Matka miała jednak tyle taktu, że córki nie wtajemniczała w to, co robiła — ograniczając się zręcznem tylko ułatwianiem przyzwoitego zbliżania się Leosiowi... i poddmuchywaniem ognia, który miał wybuchnąć. Młodych dwoje, kochali się tym trybem odwiecznym, dziecięcym, poetycznym, przez który każda młoda, świeża miłość przechodzi... Zaczepiali pół-słówkami, zrywali kwiatki, Leoś kradł małe pamiątki... poufałość rosła, serca biły, marzyły głowy, zrodziło się słodkie nawyknienie. Felicya posmutniała, Czermiński dostawał gorączki...
Matka Leosia domyśliła się wszystkiego, a zagadnięty syn wylał na jej łono tajemnicę swej miłości. Widziała ona Felicyę w kościele a gdyby nawet nie była tak piękną, polubiłaby była każdą ukochanego syna namiętność. Pałac, ekwipaż, elegancya, których tylko wspomnienia z dziecięctwa pozostały biednej pani Czermińskiej — ideały jej
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/36
Ta strona została skorygowana.