Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/360

Ta strona została skorygowana.

Bal ten od dawna już był uprojektowany, zwlekano z nim dla chwilowych różnych przeszkód. Leon chciał go mieć czemś niesłychanem, czarodziejskiem; mówił o sprowadzeniu dekoratorów z Paryża, cukrów i t. p.
Ożywiła się nawet na chwilę ta, która być miała jego królową. Położyła tylko za warunek, ażeby ogród ów zimowy był tego dnia otwarty. Właśnie go na dokupionym gruncie kończono. Chodziło o mizerne jakie parę tysięcy rubli, by żywiej poszły roboty...
Leon zajął się najmocniej balem, głównie nastając na to — qu’il fera epoque... Najdziwaczniejsze myśli przychodziły mu do głowy, a każdą z nich trzeba było tysiącami opłacać... Ponieważ razem z balem połączona była wieczerza monstre, którą kucharz jakiś umyślnie z Paryża sprowadzony miał przygotowywać — napisano do księcia, aby przybył na ten dzień po nową gastrytę.
Felicya zajęta też była, ale swą toaletą. Suknia jej z lamy srebrzystej, okryta cała koronkami, z węzłami brylantowemi, szła z Paryża. Cały nowy brylantowy przybór, naszyjnik, bransolety, dyadem, pas umyślnie był kupiony, by w nim mogła zajaśnieć. I ten nabyty został w Paryżu, jak zresztą wszystko, co strój ten dopełniało.
Felicya dla matki także w darze od siebie sprowadziła ubiór kosztowny i stosowne do niego klejnoty naśladujące stare greckie. Gorączkowe zajęcie balem na chwilę wszystkich zbliżyło i przejednało — hrabia tylko zaczął być sarkastyczniejszym, jego to nie bawiło. Z Leosia podżartowywał, ale ten nie zważał na to. Zaproszenia wczesne poszły do wszystkich znajomych, nawet na wieś. Mówiono już o balu, i zawczasu dziwy o nim wiedziano... Napierała się młodzież o zaproszenia, których nie skąpiono