Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/388

Ta strona została skorygowana.

Hrabia słuchał z uwagą.
— Widzisz, skończył Leon z zupełną obojętnością — je suis de très bonne composition... Ustępuję — zrzekam się pięknej pani na rzecz waszą; ale — que diable — i mnie się coś przecie za moje prawa należy?
Hrabia niemal wzgardliwie popatrzał na Leona.
— Naprzykład? spytał.
— Gdybym cenił ten skarb — ciągnął Leon wpół żartobliwie na pół smutno — tak jak on wart, amatorska jego wartość przeszłaby możność waszą... Ja zaś — nie chcę od was nic więcej nad to, ażebyście mnie i moje interesa wydźwignęli z tego chaosu... zlikwidowali... Chcę wiedzieć co mam, ograniczę się tem i będę sobie żył wygodnie po kawalersku...
Zamyślił się hrabia...
— To co mówisz jest tak nieokreślone — vague... że w ten sposób do niczego nie dojdziemy. Nie mogę się zobowiązywać do wielkich ofiar, kiedy tak czy tak rozwód mieć możemy, musimy i ja się z nią ożenię.
— Ale poczekajże — zawołał Leon — rozwód ze skandalami, które ja na was oboje mogę ściągnąć — to nie jest rzecz miła. W towarzystwie się potem pokazać nie będziecie mogli.
Słuchaj Teofilu — cartes sur table, rozpatrz się w interesach moich... rób co chcesz z pałacem, który mnie znudził, z ruchomościami, ze wszystkiem... bierz, sprzedawaj... ja chcę mieć net pietnaście tysięcy rubli dochodu — i kwita. Nie wymagam wiele, ja, co traciłem ich po sto i dwakroć rocznie...
— Za pozwoleniem, wtrącił hrabia — czy mi wolno będzie proces wytoczyć bratu o dział, w którym zostałeś pokrzywdzony na parękroć sto tysięcy straconych na kaucyach?