Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/39

Ta strona została skorygowana.

razy kilka jakby wybuch gwałtowny... piorunowy, po którym następowało głuche milczenie. Dnia tego Czermińska wracała blada, a on wychodził zaczerwieniony, z twarzą jakby nabrzękłą i oczyma osowiałemi... Najczęściej potem jechał do drugiego majątku i siedział tam dni kilkanaście.
Gdy wrócił, życie znowu szło swoim trybem powszednim, a pani Czermińska robiła to, co sobie postanowiła... Po każdem jednak takiem przesileniu zdrowie jej widocznie cierpiało, dostawała bolów głowy gwałtownych — kaszlała mocno... wypalone rumieńce nosiła na żółtej twarzy, nie mogła jeść, i kuzynka zastawała ją zapłakaną...
Jak wszystko na świecie, tak i te przesilenia, które z razu po sobie zostawiały ślady widome, — zacierały się w pamięci... Czermiński wracał do swego zwykłego humoru mrukliwego, do panowania absolutnego i nielitościwych szyderstw półgębkiem. Dostawało się z ukosa i żonie, i Leosiowi... a niekiedy pannie Damiannie, choć jej niby nie widział, tak nie znosił. Jeżeli był Moryś, zwykle ojciec jego sobie obierał do tej rozmowy we dwóch, w której ciskał zatrute strzały,.. zawsze krótko, dobitnie, niewyraźnie, półgębkiem. Niekiedy umiał syna wyprowadzić tak i podszczuć, aby on coś bąknął niezdarnego, z czego się mógł naśmiać, mierząc oczyma żonę, jej powiernicę i faworyta...


Pod strzechą przebutwiałą tego na pozór tak spokojnego domu, w istocie walka gorzała nieustanna, potajemna, z latami zdająca się wzmagać i zaostrzać. Lecz najbystrzejsze oko zaledwie mogło pochwycić jej symptomy, albo raczej się domyślać. Wszystko bowiem było tu pokryte tajemnicą, a najskrytszym