Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/398

Ta strona została skorygowana.

— On więcej nie chce — rzekł hrabia, ale to jest wiele... Piętnaście tysięcy rubli dochodu... to procent od trzechkroć sto tysięcy... Wątpię bardzo czy tyle mu zostało...
— Ale gdyby nawet.. poczęła Felicya — nie rozumiem już targu — kończyć i po wszystkiem...
— Skończymy — odezwał się hrabia — nie bądź tylko tak podraźnioną i chmurną... proszę. Skończy my spokojnie i w jak najlepszej zgodzie.
— Bez skandalów — dodała matka...
Felicya nagle się uśmiechnęła jakoś, i prędko zdejmując rękawiczkę, białą, cacaną, marmurową rączkę wyciągnęla ku Teofilowi, który przypadł, by ją pocałować.
— Byłbyś najniewdzięczniejszym z ludzi — gdybyś jej serca, co tyle dla ciebie przecierpiało, nie umiał ocenić, i wahał się dla niego z małą ofiarą. Cały ci świat zazdrości, szczęśliwy człowieku...
Felicya wlepiła w niego oczy... a biedny hrabia zmiękł, zmieszał się, stracił całą pewność, jaką miał w obec Leona... Tu był pokornym niewolnikiem tej Aspazyi, helotą upojonym, którego można było postawić na przestrach tym co się upajać wzrokiem nie lękają i na szał idą ślepi...
Z nieukontentowaniem wyraźnem usłyszano w tym momencie rozczulenia chód znowu... Dwom nogom posuwającym się chorobliwie, towarzyszyło uderzenie laski o podłogę. Po tem wszyscy poznali księcia. Na twarzach odmalowało się jakby przeczucie znudzenia. Przychodził nie w porę. Hrabia wrócił na swe miejsce, marszałkowa ręce skrzyżowała. Felicya usta do góry podniosła krzywiąc się...
Niepewna ręka szukała klamki długo, nim znalazła — i to niecierpliwiło — wszedł książę, zestarzały, trochę przygarbiony, o kiju... I na nim lat tych parę ślad swój zostawiło dobitny. Twarz miał