był człowiek, który się zwał panem, bo tego ani żona, ani dzieci, ani domownicy nie znali słabości, nie wiedzieli myśli, nie mogli odgadnąć chodów. Czermiński mówiąc bardzo mało, zdawał się i w czynnościach swych zachowywać należytą ostrożność, aby ich celu nie dostrzegło obce oko. Wiedziano, że jest bardzo majętny, lecz ściśle a nawet przybliżenie nikt go obliczyć nie był w stanie. Często dowiadywano się dopiero po roku, że nabył majątek, gdy go już trzymał, nigdy o posiadaniu nie wspominając. Moryś, który mu był najulubieńszym, mało co więcej był wtajemniczony, niż drudzy. W domu faworytów nie miał, nie zwierzał się nikomu, nie mówił naprzód o tem co miał zrobić, kazał konie zaprzęgać i wyjeżdżał nagle, a nikt nie umiał powiedzieć ani dokąd pojechał, ani kiedy powróci. Siadając na bryczkę, gdy woźnica się ku niemu zwracał po rozkaz, dokąd ruszyć mieli, wskazywał ręką prosto, w prawo lub na lewo i na tem się kończyło. W podróży później kierował nią, a gdy czas przyszedł popasu lub noclegu, jednem słowem dysponował: Zajechać popaść — albo; Tu nocleg.
Nader przemyślni żydkowie, którymi się chętnie posługiwał podziwiali w nim tę wstrzemięźliwość w mowie, która im nigdy go nie dozwalała odgadnąć. Z przebiegłością sobie właściwą, gdy po jakich znakach sądzili go, że złapią, najczęściej mylali się i na śmiech narażali. Nadzwyczaj trafne oko, bystre pojęcie, wola energiczna czyniła go podziwem tych ludzi, ich wyrocznią. Zasięgali jego rady, której nie udzielał łatwo, wierzyli mu ślepo. W spekulacyach nie było prawie przykładu, ażeby się Czermiński omylił — omyłki przynajmniej nigdy się nie objawiły...
W obejściu z ludźmi wszelkich stanów był zawsze jednym, chłodnym, niedowierzającym, powściągliwym
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/40
Ta strona została skorygowana.