słychane inaczej niż ruiną skończyć się nie mogło. Jednakże upadek kredytu, który katastrofę tę ściągnął — wyratował od zupełnej zguby. We dwa lata przy najlepszych chęciach, pożreć tak znacznej fortuny nie było podobna. Nieład panujący w interesach, czynił bankructwo na pozór zupełnem; zostawało jednak tyle do zlikwidowania, iż żądane przez pana Leona skromne pietnaście tysięcy rubli, do osiągnięcia były możliwe...
Nazajutrz hrabia, któremu było pilno przekonać się, jak w istocie stoją aktywa i passywa tego, po którym był zmuszony brać spadek, zajechał do pana Szulca.
Nie znali się wcale. Szulc, człowiek młody, czynny i niezmiernie przebiegły, razem prawnik i miły w towarzystwie biesiadnik, lubiący się bawić, szukający rozrywek, ale i niepoświęcający obowiązków, hrabiego widywał z daleka, znał z reputacyi. Hrabia wiedział o panu Szulcu tylko, że go się radzono w razach zdesperowanych, i że bywał w najlepszych towarzystwach.
Zastał adwokata w pokoju zarzuconego papierami, nad stołem — zajętego niezmiernie — lecz gotowego na przyjęcie. Pokój pracy był niepoczesny, zapylony, zagracony, podłogę miał zabrukaną — tuż drugi, do którego adwokat wprowadził nowego klienta, sprzeczał się z pierwszym smakownem i wytwornem urządzeniem.
Z tego łatwo już było poznać, że pan Szulc umiał łączyć w sobie przymioty praktycznego człowieka i przyjemnego...
Niezmiernie grzecznie przyjął hrabiego. Przyczyniało się do tego, iż znał z wieści dobry stan jego interesów.
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/405
Ta strona została skorygowana.