Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/408

Ta strona została skorygowana.

szany sługa i służąca zaręczali mu, że nie wiedzą kiedy powróci.
Być tak od drzwi odprawionym, jemu, co tu był niemal gospodarzem i więcej niż on sam — zdało mu się monstrualnem. Znaczenia tego wybryku Felicyi nie mógł zrozumieć. Poszedł na górę do księcia, którego zastał w fotelu, stękającego na nogi i nie skłonnego do rozmowy. Na zapytanie co się z Felicyą stać mogło? otrzymał odpowiedź, że książe nic nie wie. Uderzyło go to, iż książę, wcale niepotrzebnie, i przeciw zwyczajowi, potwierdził to słowem honoru.
Dziwne się w nim podejrzenia i domysły budziły. Udał się do marszałkowej; służąca wyszła i przeprosiła go, że pani nie ubrana, a dopiero do kąpieli ma iść.
Nie wiedząc co się tu stać mogło, naostatek wszedł hrabia do Leona, którego zastał w krześle... Symforyan mu włosy układał, bo miał kunszt fryzyerski w rękach... a pono niegdyś terminował przy perukach. Leon zobaczywszy go, spuścił oczy.
— Dzień dobry! — Dzień dobry!
— Nikogo w domu?
— Nic nie wiem. Ja wychodzę.
— Dokąd?
— Jestem proszony na obiad.
— Do kogo?
— Do barona Michelisa.
Nazwisko tego znanego współzawodnika uderzyło hrabiego — nienawidził go... Nie rzekłszy słowa, czując, że tu coś zajść musiało, co przed nim kryją — hrabia nałożył kapelusz i wyszedł, poprzysięgając sobie, że musi, choćby u bramy, doczekać powrotu Felicyi.
Siadł więc naprzeciw w lichej cukierni, wziął gazetę i w oknie na czatach pozostał. Ale tu go