noc znalazła, a nikt się nie pokazał w ulicy. W istocie tego rana, pomiędzy wczorajszemi układy a spełnieniem ich, zaszła zmiana wcale niespodziewana.
Baron Michelis nie kochał się w pani Felicyi, ale chciał, by go zakochanym i szczęśliwym mniemano. W istocie miał dla niej rodzaj namiętności, która z sercem nie wiąże się wcale, a próżność też ciągnęła go ku niej. W domu Felicyi miał płatne sługi i szpiegów; wczorajsze rozmowy podsłuchane były, doniesiono mu o nich natychmiast. O dziesiątej już baron był u drzwi marszałkowej, domagając się gwałtownie posłuchania.
Szedł z propozycyami wcale nowemi, niespodzianemi, a pole do nich noc i rozwaga dziwnie przygotowała. Księciu nie chciało się ruszać z tego dogodnego domu i rzucać życie co go nic nie kosztowało... Marszałkowa wcale nie życzyła sobie iść na wygnanie do Holmanowa... Po rozwadze, Felicyi — skandal, rozwód, zmiana pozycyi... dostanie się w ręce skąpego człowieka, nie smakowały wcale. Z rana wszyscy stękali na to, co postanowili wieczorem.
Leoś nawet, gdy mu Symforyan oświadczył, że sto tysięcy nie wystarczy na jakie takie życie, namyślał się co począć, i czyby się nie udać raczej po sukurs do Morysia, aby dalej ciągnąć... a nuż? wygra się... a nuż... jakoś to tam będzie?
Gdy baron Michelis wyświeżony, ogolony, z brodą siną, stanął przed marszałkową, była Falimirska w humorze okropnym.
Uśmiechnęła mu się jednak, przymuszając się do tego.
— Cóż pana barona do nas tak rano sprowadza?
— Bardzo, bardzo pilny interes, natury tak... intime, że muszę najprzód prosić, ponieważ czas nagli, aby mi wolno było mówić z całą otwartością.
— A! bardzo proszę...
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/409
Ta strona została skorygowana.