Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/410

Ta strona została skorygowana.

Wskazała mu krzesło.
— Pani marszałkowa wie — odezwał się baron, rękę kładąc na piersiach — jakim ja jestem czcicielem pani Leonowej, jakim serdecznym przyjacielem ich domu. Zkąd to wiem, mówić nie mogę, lecz wiem, że pan Leon zniecierpliwiony długami, podrażniony, fantastyk... układa się z hrabią, aby go uwolnił zarazem od żony i interesów!
Tu baron patetycznie ręce załamał.
— Odzywam się do pani jak do matki. Skandal taki! Panią Felicyę dać w ręce tego skąpca... taki układ zawierać! ogłosić upadłość, gdy nie ma potrzeby... sprzedawać dom... napełnić świat famą tej ruiny!
— A! panie baronie — położenie tego marnotrawnego Leona...
— Położenie to wcale nie jest tak zdesperowane jak się zdaje, mówił rozogniając się baron. Niech mnie pani posłucha. Nie trzeba rozwodu, nie trzeba skandalu, zostanie dom jak był, życie dawne, spokój, wszystko... Ja ręczę...
Niech mi pani Felicya trochę sprzyja i słucha... o nic nie proszę więcej — a ja biorę na siebie zapewnić jej spokój.
— Jakim sposobem? zawołała marszałkowa.
— Panu Leonowi zapewnić pensyę, niech się zrzecze domu i wszystkiego co ma na rzecz żony — ja biorę interesa, plenipotencyę i — z bardzo małemi oszczędnościami — podejmuję się dom utrzymywać na dawnej stopie... Pani zostaje wolną... Mąż się usunie... ale wymagam jednego warunku — hrabia także, a! hrabia także...
Marszałkowa ledwie uszom wierzyła; ale nadzieja utrzymania dawnego bytu i choć części jego świetności, była dla niej czarującą — nie chciała jej wierzyć. Wprawdzie baron Michelis był nieprzyje-