Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/411

Ta strona została skorygowana.

mnym dodatkiem, ale dla uniknienia skandalu publicznego, można było przyjąć skandal nie jawny i nie dowiedziony.
Chwilę się zawahawszy, marszałkowa z twarzą, którą palił rumieniec niecierpliwości — uderzyła barona po ręku...
— Chwilkę baronie — posiedź tu — czytaj... idę do córki. Vous concevez? wracam tu zaraz...
I wybiegła. Baron stanął w oknie, laski koniec włożył w usta i czekał podśpiewując... ale drżąc od niecierpliwości. Liczył co to go kosztować mogło...
— A choćby i... kilkakroć... Cela pose, kobieta śliczna, i hrabia... hrabia odprawiony z kwitem... O! to coś warto! to coś warto!
Pół godziny tak rwąc się z rozdraźnienia, podbiegając do drzwi, wracając do okna, wytrwał na oczekiwaniu. Marszałkowa nie weszła, ale wbiegła, chwyciła go za rękę i poprowadziła do córki...
Felicya czekała na barona w cudownym negliżu — w którym piękność jej tak się uwydatniała, jak gdyby umyślnie na ten targ nieszczęsny stawała i na okaz nabywcy.
Podała mu rączkę... z uśmiechem, anielskim i zmrużonemi oczkami. Z pośrodka ust koralowych prążek białych zębów przeglądał...
— Jak się ma kochany baron?
— A! pani źle! bom zgryziony, zmartwiony, poruszony... Pani wiesz o co i o czyj mi los idzie. Po co robić rewolucyę, kiedy można spokojnie, dobrze, mile życie sobie urządzić? Pani — błagam! rachuj pani i spuść się na mnie... Biorę plenipotencyę i daję na piśmie, że oboje państwo będziecie spokojni.. Nie domagam się za to nic, tylko jej — uśmiechu i dobrego słowa...
Pani zostajesz głową domu — panią, królową...