Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/413

Ta strona została skorygowana.

skandal... ogłaszać ruinę, żony się wyrzekać... z takim rozgłosem!...
— Ale, mój baronie — odparł Leon trochę draśnięty — śmieszny jesteś... cóż tobie do tego?
— Co mnie do tego? palnął się Michelis w piersi — ja jestem najlepszym przyjacielem pańskim! Ja chcę pana ratować — ja na to nie pozwolę. Ja — pan żądałeś od hrabiego piętnaście, ja mu daję ośmnaście tysięcy rubli rocznie i mieszkanie w pałacu... Pan się zrzekasz interesów na żonę. Rozwodu nie potrzeba... umówicie się o dobrowolną separacyę, a pozornie, dla świata, będziecie mężem i żoną. Skandal unikniony... Hrabiego precz za drzwi!
W miarę jak Leoś słuchał, lice mu się rozjaśniało, jutrzenka pokoju, nadzieja lenistwa niczem niezamąconego świtała mu znowu... Nie pytając o nic więcej, rzucił się na szyję barona.
— Zbawco mój! — możesz to być — te wszystkie piękne rzeczy?...
— To od was zależy! zawołał baron.
Leon z krzesła się porwał, i w szlafroku po pokoju tańcować zaczął. W chwilę potem znowu ściskał barona...
— Mów — jak to będzie? mów?
— Pan Leon zrzekasz się na żonę interesów — a ja biorę plenipotencyę. W domu się nic nie zmienia. Pan zatrzymujesz appartament swój i masz pensyę zapewnioną. Naturalnie żyjecie separowani.
Leon mu w oczy spojrzał, prychnął i pocałował go.
— To mi wszystko jedno... Rozwodu nie będzie?...
— Po cóż skandal ten?...
— Szlachetny człowieku — odezwał się Leon pół żartem — wiesz ty co na swe bierzesz ramiona?...
— To moja rzecz — rzekł krótko Michelis.
— Ale to układ śliczny! Pałac zostaje, na oko