Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/419

Ta strona została skorygowana.

Felicya, której usta drżały, poczęła mówić żywo.
— Jak tylko można było ocalić pozycyę, i znalazł się sposób uniknienia skandalu — hrabia nam złe mieć nie możesz — iż preferujemy... co nas nie naraża...
Rozwód — hrabi — wiesz co jest rozwód...
Leoś zaspokoi się separacyą umówioną, ja zostaję swobodną i panią domu...
— A to wszystko winni będą państwo baronowi Michelisowi... dodał ironicznie hrabia...
— Tak jest — gorąco podchwyciła Felicya — baronowi, który jest najbezinteresowniejszy z ludzi, nic nie żąda... zostawiając mnie wolną... i jako przyjaciel podejmuje się uregulowania interesów.
Mais c’est parfait! rozśmiał się Teofil — c’est sublime! To bohater prawdziwy, z którym ja co ofiarowałem imię i rękę, nie mogę się mierzyć! Spodziewam się!
Śmiechem suchym, gniewnym dokończył i zwrócił się do księcia.
— Kochany wuju — projekt ten ma sankcyę waszą?
Książę zwlókł z odpowiedzą — i zamruczał.
— Tak jest... Dla kobiety rozwód, esklandra... awanturowanie się zawsze nie korzystne... Cały świat zna Leona, człowiek bez konsystencyi — nieszczęśliwa istota związana z nim, cierpi, ale woli ciepieć, niż dawać przykład zły... Tak jest... tak... Ona jest ofiarą...
Waćpan inną kombinacyą chciałeś ją ratować, ale toby na nią cień rzucało... Być może, iż barona Michelisa świat będzie posądzał. Któż wolny od podejrzeń i złośliwości... Niech gadają co chcą... jawnego nic nie będzie... Felicya na pozór zostaje w dawnej pozycyi, nic się nie zmienia — to — przyznaj — coś warto...