Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

do zatykania na sznurku do niego uwiązanym, kilka piór, trochę papieru, parę pieczątek w drzewo grubo oprawnych... Mosiężny lichtarz z kawałkiem świecy, linia, kalendarz, parę ksiąg z regestrami dosyć porządnie ułożone były przy kałamarzu... Stołek drewniany z wysiedzianą poduszką, jeden był na całą izbę, bo też tu Czermiński w obawie, aby go nie podpatrzono, nie przyjmował nikogo, tylko w przytykającym sypialnym pokoju. Nie wchodził tu nikt, oprócz chłopca, który czasem, w obecności pana, zamiatał. Wyjeżdżając zamykał on sam okiennice, a klucz brał z sobą do kieszeni. Dodać należy, iż drzwi zamykały się i na potężny klucz, i na olbrzymią kłódkę. Oprócz szafy i stołu — stało tu starych kufrów kilka, zielono pomalowany jeden, drugi wytartą skórą obity, trzeci sosnowy, okuty na wszystkie boki. Na ścianach wisiało pułek kilka, — jakimiś staremi szpargały były zajęte.
Nago, smutnie, więzienno wyglądała kancelarya Czermińskiego, chociaż on w niej, siedząc w domu, znaczniejszą część dnia przepędzał. Do tego przybytku raz na zawsze przystęp był wzbroniony bez wyjątku całej ludności dworu... Pukano do drzwi i wywoływano Czermińskiego, który wychodził do sypialni na rozmowę.
Ta była z równą urządzona prostotą: łóżko twarde, okryte kołdrą wełnianą, skórzana poduszka... szafa, stolik, komoda... parę krzeseł... stanowiły ściśle konieczne umeblowanie. Na ścianach żadnego obrazu, godła, oznaki jakiejś pobożności czy uczucia... U okna wisiał stary barometr tylko, a na komodzie stał zegar w drewnianej szafce, stary, syczący, ale idący od biedy...
Gdy w zimie kancelaryę opalać było potrzeba, sam pan przytomny był zawsze tej operacyi, a że do niej puszczać ludzi nie lubił, sam najczęściej ju-