wiedzieć Ten, co patrzy w dusze... Na powierzchni widać było pływające uśmiechy i błogie zaspokojenie...
Stosunki z Morysiem, z matką, z Rakowcami, nie były wprawdzie zerwane, ale ostygłe i rzadkie. Leon czasem przypominał sobie brata, niekiedy list pisał do pani Czermińskiej, pełny grzeczności, niezawierający nigdy nic, coby się losu jego tyczyło. Gdy układ został zawarty, a on na łaskę żony i barona skazany, wahał się trochę jak ma o tem donieść. Napisał w końcu list żartobliwy, w którym przyznawał się do nieopatrzności, do zawikłania w interesach — i wynosił pod niebiosa przyjaciela, który go uratował. Napisał matce, iż wszystko zdał i zlał na żonę. zapewniając sobie posiadanie majątku w ziemi pozostałego i kilkanaście tysięcy rubli. Z majątku wprawdzie prawie nic nie miał, tak źle tam gospodarowano za oczyma, i tyle już na nim długów narosło, lecz mógł mówić o dobrach swoich.
Z obojętnością największą patrzał w przyszłość — żyło się tak jakoś dobrze, lekko i bez troski! Wzgardy ludzi, która go ścigała, Leon nie widział wcale — serce bić przestało.
Spotykając czasem w ulicy Felicyę w pięknym powozie, na pół leżącą, strojną, wyświeżoną, przelatującą i zbierającą po drodze hołdy i wejrzenia, stawał, lornetkę przykładając do oka — patrzał z przyjemnością, i szedł dalej podśpiewując...
Hrabia, z którym także nieraz mu się zdarzało zetknąć, którego po dawnemu chciał przywitać, nie czując doń urazy — odwracał się od niego jakby go nie znał. Książę i marszałkowa byli pewni, iż po katastrofie Teofil się oddali, wyjedzie, zniknie... Zawiedli się na tem. Kilka dni przesiedział w domu zamknięty — potem wrócił do dawnego życia... Pomiędzy nim a baronem tajemnie wypowiedziana wojna nie była skończona. Hr. Teofil milczał — ale chęć
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/424
Ta strona została skorygowana.