Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/425

Ta strona została skorygowana.

zemsty żywił w sobie. Czuł to baron i miał się na ostrożności, lecz do żadnych kroków zaczepnych nie przyszło. Obie strony zajmowały pozycye wyczekujące. W salonach, w których piękna Felicya bywała, hrabia starał się umyślnie ją spotykać, nawijać jej na oczy. Kłaniał się jej zmuszając do powitania, próbował zawiązywać rozmowę i męczył ją z namysłem. Miał tyle panowania nad sobą, że z uczuciem, które nim władło, nie wydawał się — chłodny i szyderski umiał być wesołym — starał się przekonać, że nie był niebezpiecznym. Z większą jeszcze natrętnością zbliżał się w domach obcych do marszałkowej, która nie umiała ukryć gniewu, jaki to w niej obudzało. Wracała czasem potem z bolem głowy i ze łzami...
Książę pielęgnował się najczęściej siedząc w domu... Zajmował się teraz najwięcej chorobami istotnemi i wymarzonemi, jakie w sobie znajdował, o nich mówił tylko — i niemi zabawiał towarzystwo... Codzień go znajdowano nudniejszym, on codzień świat nieznośniejszym uznawał. Jak Leoś z Symforyanem, on teraz ze swoim François najlepiej rozmawiać lubił. Był to jedyny człowiek, co go rozumiał, słuchać go umiał i nigdy żadnej chorobie i dolegliwości nie zadał kłamstwa, ani zmniejszał jej znaczenia...
Tak stały rzeczy w Warszawie, gdy jednego wieczoru, wróciwszy do pałacu, pan Leon znalazł u szwajcara list z poczty rekomendowany...
Spojrzawszy na adres, poznał rękę Morysia. Zdziwiło go tylko, że brat zamiast zwykłego prostego listu — chciał się tak o dojściu pisma zabezpieczyć, iż za kwitem je wysyłał...
Na górze rozpieczętowawszy, znalazł wiadomość, iż matka mocno jest chora i przed śmiercią, której się spodziewa, zobaczyć go pragnie raz jeszcze...