Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/427

Ta strona została skorygowana.

— Więc dobranoc... szczęśliwej podróży...
Leon się skłonił, zakręcił i wyszedł. Wyjechał nazajutrz rano... Marszałkowa dowiedziała się o tem dopiero przy śniadaniu...
— Jak stara umrze — szepnęła do córki — któż wie, może co na niego spadnie?... To ludzie tak obrzydliwie bogaci i kutwy! Ona zbierać musiała!
I westchnęły obie...
W Rakowcach w ciągu tych dwóch lat świat niemal nowy urósł — życie inne weszło razem z panią młodą.
Czermińska gdy się syn żenił, pragnęła mieć ich oboje przy sobie; nie było to podobieństwem, bo i dom nie starczył, podkomorzy trochę się przeciwił wspólnemu zamieszkaniu. Tymczasem nawet dworu obszerniejszego nigdzie w dobrach bliższych dla Maurycego nie było.
Wdowa gotowa była wynieść się do oficyny, syn przyjąć tego nie chciał. Wpadł Maurycy naówczas na myśl, aby na tem podmurowaniu i lochach, które od tak dawna czekały na budowę, zacząć budować dom, któryby później stary dwór mógł zastąpić. Trudnością całą było w tak prędkim czasie mieszkalnym go uczynić. Stary podkomorzy znajdował jednak, że rzecz była zupełnie możliwa.
— Mój mości dobrodzieju — wiele to naszych pokoleń w drewianych przeżyło dworach, a drewniany dom, gdzie las jest — może być na zawołanie. Cóż? grosza ci na to braknie? I śmiał się. Sprowadzić cieślów, rąk nie żałować, stanie duchem domisko. Matka będzie w starym dworze siedziała, wy w nowym. Nieforemnie staną podle siebie — ale co to znaczy, kiedy wygodnie?...
Moryś przystał na to, zgodziła się matka, i wzięto się z wielkim pospiechem do stawienia domostwa na starych fundamentach. Na rękach nie