Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/429

Ta strona została skorygowana.

powiada siłę w człowieku i ufnością w nim zagrzewa. Pokochała ją Czermińska, poszła za nią panna Damianna i wszyscy. Nie myśląc o tem, ani się o to starając uzyskała przewagę, mogła panować — ale nie dawała czuć tej wyższości swojej. Jej kierunek przybierał pozór posłuszeństwa, nigdy nie przeradzając się w walkę. Szło to z serca, i nikt nie poczuł ręki, która wszystkiem władała — bo miłość ją wiodła.
Taka właśnie kobieta z prostotą ducha spełniająca obowiązek, potrzebna była domowi, w którego głębi tkwiło jakieś nasienie zatrute, jakaś tajemnica przeszłości, która przyszłość zatruwała. Nosiła ją w sobie stara Czermińska, objawiając tylko nieustanną obawę o losy rodziny, o jakąś mściwą rękę bożą, która co chwila spaść mogła na nich... Rozbrajała ją wdowa pobożnością przechodzącą do egzaltacyi i miłosiernemi uczynkami, ale niepokój ducha nie ustawał nigdy w biednej kobiecie. Chodziła z nim do śmierci męża, ciągle domagając się od dyrektora sumienia rady i kierunku. Proboszcz był tu codzień prawie potrzebny, a zaledwie odjechał, wzywano go na powrót.
Czermińska płakała tylko i modliła się ciągle, nie zrzuciła żałoby, nie zapomniała na chwilę o tem co jej ciężyło. Los Leona, którego się domyślała, dopytywać oń nie śmiejąc, wydawał jej się karą za przeszłość tę domierzoną — rada była modlitwami i pokutą odwrócić go przynajmniej od drugiego syna. Ożenienie Maurycego uspokoiło ją nieco... Bliżej poznawszy żonę jego, staruszka coraz się do niej jak do zbawczyni swej przywiązywała, Błogosławieństwo, które ona tu wniosła, miało wedle jej pojęcia, przeważyć ową groźbę kary, jakiej się zawsze obawiała.