Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

szkami piec zatykał, gdy się wypaliło, W sypialni jedyną ozdobą był kapelusz słomiany z ogromnemi skrzydłami na gwoździu, a w kącie stary siny parasol, duży, podróżny, i kilka różnych kijów do przechadzki.
Czermiński nie miał żadnych upodobań i słabości, odziewał się zawsze jednakowo, mając troje podobnych sukni, nowszą i stare... do przemiany — w niczem się nie kochał — o nic nie dbał. Jadł nawet z apetytem dość wielkim, ale nie zdając się zwracać uwagi na to, co pożywa. Wolał tylko potrawy proste, do których był nawykły... Wódkę czasem pił, niekiedy jej nie używał wcale, nałogów nie miał.
Cały wysiłek ducha tego człowieka skierowanym się zdawał na robienie majątku — bez myśli używania go... Gdy go interes zawiły rozgorączkował, siedział nad rachunkami po nocach... nie dosypiał, nie dojadał, — a z jego powierzchowności trudno było poznać, iż się roznamiętniał. Na oko umiał być chłodnym.
Dnia tego jednak — snadź nieobawiając się aby go kto podpatrzył, chodził po kancelaryi i wzdychał. Oczy miał spuszczone na ziemię, jedną ręką się trzymał w bok, drugą wąsy obcięte targał. Coś go widocznie niepokoiło. Wyjrzał przez zakratowane okna na ogród z liśćmi pożółkłemi, potem drzwi do sypialni nieco uchylił i na zegar rzucił okiem. Godzina była dziesiąta... W domu panowała cisza zwykła. Pani Leokadya z panną Damianną z dala od tego kąta mieszkały. Leosia w domu nie było. Czermiński starannie okiennice pozamykał, szafę przymknął i wyszedł do sypialni, ryglując drzwi kancelaryi, której klucze do kieszeni wpuścił. Wziął czapkę, i roztargniony przez sień, unikając gościnnych izb, gdzieby był mógł żonę spotkać — wyszedł na ganek.
Dziedziniec równie jak dom milczący... gęsi tylko chodziły około studni, a opodal pasło się chore