Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/430

Ta strona została skorygowana.

Malwina była jej nieustannie potrzebna. Patrząc na nią, słuchając jej, widząc uśmiech nieschodzący z twarzy tej świeżej i rozpromienionej, czerpała z niej ukojenie jakieś. Maurycy też, przez żonę wsparty, nabrał powagi i energii, na której mu zbywało. Stało się tu, co się bardzo często dzieje, że niewiasta wniosła z sobą ów żywiół dopełniający, niezbędny domowi, i że sama słabą będąc, dała mu przecież siłę, którejby bez niej nie miał. Maurycy, w którym spały nierozbudzone przymioty, rozwinął się pod wpływem żony — dała mu ona to, czego sama w sobie nie miała może, a co tajemnicą natury ludzkiej, pod tym promieniem dobroczynnym urosło.
Z wahającego się, obałamuconego, smętnego chłopaka, który tęsknił, rzucał się i sam nie wiedział jaką i dokąd ma iść drogą, Moryś stał się mężem i człowiekiem.
W niespełna rok, stanęła kolebka w nowym dworze, urodził się syn, a w drugim roku przybyła córeczka. Czermińska powitała te wnuczęta jak zesłańców przebaczenia, jak żywe dowody łaski bożej dla rodziny. I jej się trochę rozjaśniło lice... Ścieżkę między starym dworem a nowym, łączącą je z sobą, coraz teraz częściej przechodziła staruszka, niespokojna o dzieci... Siadywała u ich kolebek, słuchała dziecinnego krzyku i płakała, do łez będąc nawykłą, ale z radości.
Leoś po trosze był zapomniany — wieści od niego dochodziły rzadkie, niejasne, a matka dopytywać nawet nie śmiała. Maurycy wiedział więcej, ale ukrywał, aby niepotrzebnego nie przymnażać zmartwienia. Zdawało mu się, że nie ma ratunku dla Leona, i że chyba w ostateczności w pomoc mu przyjść będzie mógł, gdy wszystko runie... Przybywający z Warszawy opowiadali historye o domu i życiu Leona, które Maurycego wstydem i grozą na-