pawały. Taił je przad żoną i milczał z niemi. Matka wiedziała tylko, że wiele utracił, że książę i marszałkowa ciągle ciężyli nad nim.
Im ona przypisywała wszystko złe, i czuła, że dopóki wpływ ich nie ustanie, nic się tam poprawić nie może, W sumieniu swem widziała się winną... bo uległa Leonowi i dopomogła do tego związku...
Mimo pociechy, jaką Malwina wniosła z sobą, wewnętrzne walki, gryzące wspomnienia, sam nawet rodzaj życia do zbytku surowy, posty, umartwienia, modlitwy, trwogi ducha, paroksyzmy jakichś zgryzot — rocznice i wspomnienia bolesne — z wolna nadwątlały zdrowie pani Czermińskiej. Wychudła, zgarbiona, drżąca, chodziła z coraz większą trudnością, traciła czasem słuch, wzrok słabnął, miewała dni odrętwiałości po których następowało rozdraźnienie spazmatyczne... Wezwano lekarza, ale tego nie chciała słuchać, chyba Malwina to na niej wymogła. Uspakajające słowa poczciwego proboszcza, najlepszem jeszczę były lekarstwem. Tak powoli, w ciągu tych lat dwóch, zbliżyła się do kresu...
Na wiosnę przechodząc ze dworu jednego do drugiego rano, w dzień chłodny, naczczo, Czermińska dostała febry. Wyleczona z niej, wpadła w recedywę, febra przybrała charakter zatrważający — chora położyć się musiała, syn i synowa byli przy niej nieustannie.
Do choroby wycieńczającej przyłączyła się trwoga śmierci i rachunku z życia... Co dni kilka odnawiały się spowiedzi — ksiądz prawie nie wyjeżdżał z Rakowiec. Przeczucie zgonu występowało coraz mocniej, coraz natarczywiej. Wreszcie, gdy się ten stan pogorszał co chwila, gdy godziny zdały się policzone, sama staruszka poczęła żądać Leona... Ogarnął ją żal i tęsknota po nim — kazała pisać i żądać, by śpieszył do niej.
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/431
Ta strona została skorygowana.