Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/436

Ta strona została skorygowana.

— Cóż ty poczniesz? zapytała Leona... Po co tam masz zostawać? Oni cię wyssą do reszty... Nie wracaj do nich... tam dla ciebie zguba i śmierć — tam trucizna...
Na wszystko, co mówiła matka, Leon nie odpowiadał — nie miał odwagi — nie obudziło się w nim nic oprócz przykrego uczucia jakiegoś wstydu, że został zdradzony.
Wtem panna Damianna, wbrew wyraźnemu rozkazowi Czermińskiej, wcisnęła się do pokoju i przyszła do łóżka...
— Pani mówi za nadto... niech pani spocznie... Panu Leonowi też potrzebny po drodze wypoczynek... Później silniejsza pani będzie.
Na to Czermińska odpowiedziała tylko zezwalającem ręki skinieniem; uwolniony Leon wstał, aby tę rękę ucałować, i wyśliznął się z czołem potem okrytem...
Czekał nań Maurycy już... a w bawialnym pokoju starego dworu jego żona z herbatą. Chociaż młodzi Czermińscy byli jednymi z najmajętniejszych w kraju ludzi, tu wszystko niemal po staremu i skromnie się w domu przedstawiało. Jeden sługa i chłopak starczyli dla młodych, przyrząd domowy został dawny.
Trochę srebra młodej pani, darowanego jej przez wujenkę, stolik przyozdabiało; ale podwieczorek, obyczajem wierzejeckim, był aż nadto obfity. Na biedę Leon do tego wszystkiego, co tu spotykał, nie był przywykły — proste były potrawy, przyprawy domowe...
Malwina zapraszała — stawiła przed nim, natrętnie prawie domagała się, aby po drodze się posilił.. Leon przez samą grzeczność musiał choć próbować...