Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/440

Ta strona została skorygowana.

jeszcze będąca i właśnie rozpłakana córeczka, z której oczu łzy ciekły, a z ust mleko... bardzo się niepięknie zaprezentowała. Leon pomyślał w duchu, iż lepiej jest chyba nie mieć dzieci, niż słuchać takiego okropnego wrzasku...
Niemniej zapewnił matkę, że dzieci są śliczne, o czem ona doskonale wiedziała — i pewna była jeszcze, że drugich podobnych nigdzie na świecie nie ma. Synek miał niesłychanie rozwiniętą intelligencyę, córka rozumiała przedwcześnie wyrazy... Były to małe cuda... Matka rozpłakane uciszyła pocałunkami i śpiewem. Odchodzili właśnie z Maurycym, gdy śpiew ten się dał słyszeć, nieuczony — jak Bóg stworzył...
Leon nastawił ucha i machinalnie rzekł:
Mezzo-soprano — ale wcale nieuprawne...
Brat odprowadził go do pokojów przeznaczonych... Tu jeszcze siedli rozmawiać trochę. Maurycy pragnął mocno, aby mu się serce braterskie otworzyło z ufnością, wylało z żalem — nie taiło z położeniem... lecz — czekał napróżno. Leon, jakby naumyślnie mówił o fraszkach, o rzeczach obojętnych, o nieznaczących wypadkach, obchodząc z dala i nie tykając życia swego i siebie.
Rozmowa szczera tem była pożądańszą, iż dał Moryś słowo matce zaopiekować się nim, że mu go samemu żal było, a z wieści dochodzących z ust różnych, nie można było wiedzieć jasno, jak stały rzeczy w Warszawie.
Tego jednak wieczoru Leon nie był do zwierzeń skłonny, — najdłużej mówił o cygarach i o koniu siwym którego się pozbyć musiał, a dotąd go opłakiwał...
Około północy spać się rozeszli... Nie dniało jeszcze, gdy Leona zbudzono: panna Damianna oznajmiła, iż chora jest konająca... Wysiłek wczoraj-