proszę i w imię ojca nieboszczyka wzywam... A teraz — podał mu rękę — chodźmy razem do dworu... poznacie żonę moją, tej się wstydzić nie będziecie potrzebowali.
Wyrywał się z razu pan Łukasz...
— Jak to? tak? w tej siermiędze do was do dworu?...
— Tak w tej siermiędze, i nie inaczej jak w niej — zawołał Moryś. — Mam prawo po tem, co od was słyszałem, domagać się tego...
— A co powie Leoś? ironicznie spytał stary...
— Mniejsza o to co on powie. Idźmy — stanowczo powtórzył Maurycy.
Łukasz się opierał jeszcze.
Właśnie pod oknami oficyn, ubrana w suknię czarną, przechodziła Malwina. Moryś otworzył szybę i zawołał na nią. Weszła do pokoju nieśmiało się rozglądając... a spostrzegłszy obcego, cofnąć chciała.
— Proszę cię, odezwał się Maurycy — to jest stryj nasz rodzony, pan Łukasz Czermiński. Proszę go do nas, odmawia mi; proś ty, może będziesz szczęśliwsza.
Mocno zdziwiona w początku, pani Maurycowa prędziutko odzyskała spokojny swój i wesoły wyraz twarzy...
— Ja, jako kobieta — rzekła — mogę nawet nie prosić, ale wprost, będąc gospodynią domu, z jej prawa, pana zabieram...
Podała mu rękę — pan Łukasz na nią popatrzał.
— A cóż będzie z moją siermięgą? Wszak ci to wstyd wam zrobi?
Rozśmiała się Malwina, ruszając ramionami.
— Widać, że stryj nas nie znasz, odparła — i złe masz o nas wyobrażenie. My przecie Piastowską szanujemy siermięgę... Proszę ze mną.
Stary gburowaty żołnierz, któremu stokroć było trudniej być grzecznym niż się kłócić — zawahał się jeszcze... spuścił wreszcie głowę i dał się po-
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/449
Ta strona została skorygowana.