Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

wszelki wypadek stawić dla niego chleb, masło, kawałek zimnego mięsa i wódkę, aby o nic nikogo prosić nie potrzebował, a miał je zawsze pod ręką.
Zamyślony stary dobył to wszystko na stół, usiadł, chleba kawał ukroił, i zaczął jeść z ową żarłocznością człowieka, który o głodzie zapomniał, opanowany myślami, a poczuł upominające się o posiłek ciało. Jadł dziwnie jakoś, niby nie wiedząc, że je... nie myśląc co robi, patrząc na ścianę... Dopiero gdy już kałamaszka zaturkotała żywo, bo Hrehor zły konie zaciął gniewnie, ocucił się Czermiński, otarł usta, wstał i przeze drzwi na chłopca zawołał:
— Jędrek!
Zjawił się, pewnie już w kącie czatujący wyrostek, z głową krótko postrzyżoną i sterczącemi na niej włosami, blady, w samodziałowej kurtce i spodenkach...
— Słysz! tłomok na bryczkę...
Tłomok ten podróżny, maleńki, zawierający tylko nieodbicie potrzebną odzież i pościel konieczną, zawsze był w pogotowiu. Jędrek natychmiast zjawił się, dźwigając wytarte to skórzane zawiniątko, poumocowywane krajkami, które zamaszysto rzucił na bryczynę...
Zasługiwała i ona, jak wszystko, czem się Czermiński posługiwał, na baczność szczególną. Lekka była, krótka trzęsęca, brudna, a tak mała, że dwom osobom obok pomieścić się w niej było trudno. Z Hrehorem też na koziełek z biedyby ledwie chudy Jędrek mógł się wcisnąć... Tłomok otkany sianem, trzymany przez gruby sznur z przodu, stanowił siedzenie niewygodne, osuwające się — lecz przez nawyknienie doń znośne... Pod kozłem uczepiona była maźniczka... Wiozły tę biedną kałamaszkę milionowego pana trzy konie, dosyć rosłe, trochę chude, sierścią niedobrane, na których uprząż