Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

nie czyniła honoru ani panu, ani utrzymującemu ją Hrehorowi. Skóra i sznurki były w niej zupełnie równouprawnione. Gdzie brakło jednej, drugie ją zastępowały, wcale się nie kryjąc. Ze czterech kół kałamaszki, jedno widocznie było nowe i jasnym się odznaczało kolorem; tylne zaś dwoma urwantami zmocowane zostało. Lusznie dla silniejszego przytwierdzenia, trochą siana skręconego na prędce ubezpieczone zostały... Kałamaszka miała niegdyś fartuch skórzany, ale ten będąc wystawiony na deszcze i słoneczne upały, pościągał się, skurczył, powydymał, skaprysił tak, iż dwa zwiedzione kółka, któremi się przytwierdzał w potrzebie, dla osłonienia kolan, nie dochodziły do kołków dla których były przeznaczone...
Nie wiedzieć też jakim wypadkiem, dziura się zrobiła w fartuchu, historye o niej prawiono różne, lecz pochodzenie jej nigdy dobrze wyjaśnione nie było. Silne podejrzenie padało na jednego parobka, iż ją rozmyślnie wyrznął, dla połatania butów. Bądź co bądź, musiano w tem miejscu wszyć łatę, skandalicznie wyglądającą. A że ją wstawiał szewc nie rymarz, cynicznie nader użył dratwy i nie dodawała fartuchowi ozdoby. Czermiński wcale na to nie zważał — byle nie ciekło...
W mgnieniu oka tłomok był na swem miejscu, do którego nawykły, dobrze się akkomodował, obetknięto go sianem, ściągnięto sznur, narzucono kilimek — Czermiński włożył szarą opończę, wziął parasol, i, z nikim się nie żegnając (to nie było we zwyczaju), usiadł, parę razy poprawiwszy się, aby kształt normalny nadać siedzeniu.
W tej chwili, gdy Jędrek jeszcze stał w ganku, a Hrehor z pochmurnem obliczem obracał się do pana po rozkazy, blada twarz pani Leokadyi i loki panny Damianny ukazały się w oknie od dziedzińca...