Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

Zdawało się, o ile szyby dosyć brudne widzieć dozwalały, że się obie nie bardzo wyjazdem tym martwiły...
Czermiński wskazał ręką na groblę, a Hrehor ze złością konie zaciął, nie szczędząc ani kałamaszki, ani pana... Chociaż stary się nigdy nie poskarzył, choćby bryczka najokrutniej trzęsła, woźnica ile razy się na nim chciał pomścić — wybierał najokropniejsze wyboje i najkamienistsze miejsca — dla rozbudzenia go do życia. Kałamaszka i pan wytrzymali...
Trzeba znać drogi w tamtych stronach, aby wiedzieć, czem jest podróż jesienna po kamiennej grobelce... Takich grobelek, śmiało powiedzieć można, nie ma na świecie całym... W gliniastej ziemi głęboko powyrzynane koleje wozów, byłyby niczem, choć trochę szersza bryczka, ani się w nich utrzymać może, ani ich zupełnie wyminąć, i najczęściej zapada i chyli się na jedną stronę... Niczem też są kałuże grzązkie, z których zaciąwszy dobrze szkapy wyrwać się można z biedą, niczem nawet są mostki z zużytą i miękką swą klawiaturą; najstraszniejsza rzecz — kamienie.
Zrzucający je z pola wieśniacy są w tem przekonaniu, że niemi naprawiają drogę, zarazem oczyszczając z nich role... Składają więc tu krągłe, owalne, małe i wielkie, pozostawując przejezdnym kołom uczynienie w nich porządku... W niektórych miejscach kupy ich leżą ogromne, w innych spotyka się je pod wodą jak niespodzianki... Koła się po nich oślizgają, bryczka musi być elastyczna, ażeby wytrzymała coraz zmieniające się ich pochylenia, zapadania i zwroty. Urwanty na tylnem kole tłómaczyć sobie było łatwo, gdy Hrehor wjechał na kamienną grobelkę pode dworem, i kałamaszka zaczęła ekwilibryczne dokazywać ewolucye. Czermiński chwytał się tylko za kołki, trochę pochylał to w tę, to w drugą