Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/477

Ta strona została skorygowana.

— A! Pani, gdyby było w mojej mocy wymagać... ale — zastanówmy się nad tem, że zbyt wygórowane żądania mogą ich... skłonić do skandalicznego procesu i zerwania.
— A! pan do tego nie dopuścisz — ja jestem spokojna — mówiła Felicya. Rób pan — co można — ja panu daję plenipotencyę...
Razem z nią podała mu rękę do pocałowania, i tak się skończyła pierwsza, wstępna część konferencyi, która trwała już godzin kilka...
Baron i wszyscy wyszli z niej w różowem usposobieniu, a marszałkowa wróciwszy do siebie, stanęła przed zwierciadłem, zadumana, i powiedziała sobie w duchu: »
— To dziecko ma szczęście! ach! ale też jest go warte!
Maurycy zmuszony oczekiwać dnia następnego, nie bardzo wiedział co robić z sobą. Tak samo jak Leonowi wieś była niesmaczna, dla niego miasto ze swą wrzawą, ruchem, tłumem twarzy nieznanych i prądami życia niezrozumiałemi, było nużące i przykre. Szedł więc, rzuciwszy dorożkę, pieszo do hotelu, gdy w ulicy posłyszał za sobą wołanie:
— Moryś! Moryś!
Zdziwiony mocno, obróciwszy się postrzegł hrabiego Teofila, którego powóz stanął, a on biegł za Maurycym, aby go pochwycić.
— Co tu robisz? zawołał.
— Ja? ja? odparł witając się zapytany — mam interesa.
Nie chciał się spowiadać, ale hrabia w oczy mu bystro patrząc, dobywał z nich tajemnicę.
— Co się dzieje z Leonem?
— Chory był bardzo...
— Przyjechałeś w jego interesie? nie prawdaż? podchwycił hrabia — mów mi otwarcie. Ja się