Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/478

Ta strona została skorygowana.

przydać na coś mogę, a nie mam ani powodu, ani ochoty szkodzić... Usunąłem się nieco od domu Leonowstwa — bo tam kto inny począł rej wodzić; ale dla nich zachowałem życzliwość... no — i dla was. — Mogę wam w czem usłużyć?
Maurycy myślał — taić nie widział potrzeby sprawy, która długo nie mogła zostać tajemnicą.
— Tak — odezwał się — przybyłem w interesie Leona. Położenie jego zmusza familię szukać jakiegoś wyjścia.
— Słuchaj, zawołał hrabia — nienawidzę tego barona Michelisa — pogadamy o wszystkiem u mnie. Zajdź na chwilę. Masz co do czynienia?
Nie opierał się Maurycy, siedli więc razem i pojechali.
Hrabia ożywiony był bardzo...
Dziwnym dowodem słabości ludzkiej było jego przywiązanie do kobiety, do której żal mógł mieć największy... Hrabia był dotąd zakochany. Miłość tę starego kawalera podsycała jeszcze nienawiść i pragnienie zemsty nad baronem.
Wszystko czem mu dokuczyć mógł, było mu wielce pożądane; a potem — któż wie? piękna Felicya mogła się znowu uśmiechnąć, i hrabia był tak słaby, że padłby przed nią na kolana,
Odżywiony tą myślą, że będzie mógł z pomocą Maurycego coś począć, hrabia przyjął go z nadzwyczajną serdecznością, wyściskał, osypał zapewnieniami najżywszej przyjaźni.
Wszystko to Moryś, prostodusznie dosyć, brał za dobrą monete.
— No, mów, proszę cię, mów ze mną otwarcie — zawołał — masz we mnie przyjaciela, sprzymierzeńca, pomocnika... O co wam idzie? naturalnie o usunięcie tej głupiej protekcyi baronowskiej, która jest upokarzająca. Leoś powraca czy nie?