Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/485

Ta strona została skorygowana.

lecz zostawszy sam na sam, niepokoił się i dziecinna tęsknota ku tej przeszłości pustej, aż do namiętności nim owładała. Dwa razy tylko niezmiernej baczności nad nim winni byli Maurycostwo, że zapobiegli ucieczce. Słaby, wycieńczony jeszcze chciał się wyrwać z tych więzów...
Szczęściem z pomocą sługi udało się go powstrzymać. Leon się zrezygnował — ale ufać mu nie było można... Pozostawiony na chwilę sam sobie, nudził się, dziczał, buntował...
Pan Łukasz aby się z nim nie spotykać, i nie potrzebować go obchodzić, wybrał się tymczasem, jak powiadał, do Zamoroczan. Więcej swobody mógł mieć Leon. Obchodzono się z nim zupełnie jak z zepsutem dziecięciem, któremu się dogadza, aby nie płakało. Brakło jednak czasem i środków zabawienia i cierpliwości... Szczęściem dla wszystkich gościnny dom podkomorzego, którego los tego biedaka obchodził, dostarczał kontyngensu do rozrywki coraz nowego. Pan Czesław i sam przyjeżdżał i wybranych gości przywoził z sobą.
Jednego dnia, wcale niespodzianie, wielki hałas i śmiechy w ganku oznajmiły przybycie jakichś niespodzianych a miłych gości... Podkomorzy i podkomorzyna wieźli z sobą od bardzo dawna straconą z oczu krewną, panię kapitanową Holland z córką jej panną Lucy...
Kapitanowa Hollandowa, siostra cioteczna podkomorzego, dziwne w życiu przebyła losy. Opowiadano jej historyę jako coś bajecznego... Swojego czasu była to znakomita piękność. Zakochany w niej Anglik ożenił się mimo woli rodziców i uwiózł ją z sobą do Londynu. O wykradzionej córce, rodzice i familia słyszeć nie chcieli — wyrzeczono się jej zupełnie. Młody Anglik niemajętny był, ale energiczny, próbował różnych zawodów, nakoniec wstąpił