Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/489

Ta strona została skorygowana.

Piękne to zjawisko, w którem łatwo poznał coś zamorskiego po stroju i ruchu, mocno z razu spłoszyło Leosia, który chciał już uciekać — ale ujrzawszy podkomorzego wstrzymał się. Obudziła się ciekawość. Ciemno-szafirowe oczy miss Lucy skierowane też były na pięknego, bladego młodzieńca, ktęrego powierzchowność zawsze była dość wdzięczna.
Brakło jej na energii męzkiej, ale łagodność i niby zwątpienie obojętne, budziły dla niej zajęcie. Z dala zwłaszcza, Leon zwracał oczy, — robił wrażenie istoty, nad którą się chciało litować.
Zaczęto się prezentować wzajemnie... Panie te miały swobodę ruchów i mowy, jakie nadaje wielkie obycie się ze światem... Znajomość więc robiła się łatwo. Leon ze swych dawnych studyów i z późniejszych stosunków wyniósł wcale niezłą umiejętność angielskiego języka. Był w towarzystwie jednym człowiekiem, mogącym służyć w ciężkim razie za tłómacza.
Obie panie nęciły go swą orginalnością; zamiast więc uciekać od nich, jak z razu zamierzał, lub pójść z podkomorzym grać w ekarte, przysiadł się do rozmowy. Formami i nawyknieniem zdradzał i on większą świata znajomość, niż wszyscy inni członkowie rodziny.
Od pierwszej więc chwili między panem Leonem a temi paniami zawiązał się rodzaj poufałości... który znudzonego jednostajnością Warszawiaka wprawił w usposobienie ochocze... Na pytania o kraju, trochę szydersko, czasem dowcipnie i zręcznie odpowiadał pan Leon...
Moryś spostrzegł ze zdziwieniem ten symptom szczęśliwy, że mu brat się znacznie rozchmurzył i odżywił. Widzieli to wszyscy, ucieszyła się Malwina...