Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

kowiec interes. Z dala już podjął nieco czapkę, starannie na głowie wstrzymując jarmułkę, i uśmiechał się witając Czermińskiego, który też stanąć kazał.
Żyd przystąpił do kałamaszki...
— A jaśnie pan dokąd? zapytał...
— Po drodze — i do was miałem wstąpić...
Spojrzeli sobie w oczy. Czermiński zamilkł...
— Jak jest interes to ja — powrócę — odezwał się Żyd.
— Nic pilnego...
— Nic też pilnego nie mam nigdzie, jechałem do Rakowiec...
Znowu się zmierzyli oczyma — Czermiński nie mówiąc dał znak głową, Żyd to zrozumiał, poszedł do biedki, zawrócił konia, kałamaszka ruszyła przodem, Herszko za nią.
Około południa i ona i bieda zatoczyły się do austeryi w miasteczku. Był to dom Herszka własny, nieskończenie piękniejszy od dworu starego w Rakowcach. Chlubił się nim kupiec, iż na okół, w Kobryniu, Prużanie i Szereszewie podobnego znaleść nie było można.
Austerya, choć w lichej mieścinie, wyglądała wspaniale, miała piąterko nad bramą, a pomalowana była z taką fantazyą i świetnością kolorytu, jakby do niej jaskrawe barwy lubiącego sprowadzono Włocha. Tymczasem malował ją domorosły artysta, który instynktem trafił na kombinacye tonów, wzajem się podnoszących. Galeryjki i balaski były niebieskie, okiennice zielone z czerwonemi brzegami... na uszakach wracała barwa lazurowa... a u góry na froncie dwa lwy kosz kwiatów utrzymywały. Tu złocisto musiał się trzymać kunsztmistrz, a inwencya w kwiatach i liściach dowodziła dziwnie poetycznej fantazyi. Żadna z roślin tych nie była podobna do znanych pod naszem słońcem — musiały one być