Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/490

Ta strona została skorygowana.

Rozmowa, któraby bez pomocy pana Leona szła może ciężko, toczyła się swobodnie i wesoło...
Panie te nie wiedziały wcale historyi nieszczęśliwego; powiedziano im tylko, że jest bratem Maurycego i że powstaje właśnie z ciężkiej choroby. Widać to po nim było...
Całe towarzystwo z Wierzejek zabawiło tu do wieczerzy i późno dopiero pożegnało Rakowce... W drodze pani kapitanowa ciekawie się zaczęła rozpytywać o Leona, ale podkomorstwo — enigmatycznemi odpowiedziami, unikając bliższych szczegółów, wcale jej nie zaspokoili. Obudziło to tylko większe jeszcze dla pana Leona zajęcie.
W Wierzejkach sam na sam pozostawszy z podkomorzym, zaczęła go pytaniami naglić pani Hollandowa i w końcu poczciwy stary podkomorzy wszystko co wiedział wyśpiewał. Tylko — po swojemu. Jak zwykle, zamiast obwiniać człowieka, niezmiernej dobroci i wyrozumiałości podkomorzy starał się go uniewinnić i tłómaczyć. Składał winę na marszałkową i jej córkę, na zbytnią powolność Leona... a wiele nie dopowiedział umyślnie. W takiem świetle wystawiony Leoś wydawał się nieszczęśliwą ofiarą, godną największego współczucia — i wzbudził też to wrażenie w kapitanowej... która się niem z córką podzieliła.
Wprawdzie tym na pół Anglikom nawykłym do energicznego anglo-saskiego plemienia, mężczyzna słaby wydawał się chorobliwą anomalią, ale i dla choroby sympatyę i współczucie mieć można...
W naturze zaś nietylko kolory szukają barw dopełniających, skłaniają się ku nim i charaktery... jest to prawem bytu, że energia słabości szuka, a słabość goni za siłą. We wszystkich zjawiskach natury, gdzie prądy są pokrewne, a rozmaitego natężenia i nastroju — pociągają się przeciwieństwa.