Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/494

Ta strona została skorygowana.

Nakoniec — co tam robi generał... nie pojmuję, ale rzecz pewna, iż jest gościem codziennym...
Wyznania te niewiele obchodziły Maurycego, chyba o tyle, że rad był aby rozwódka co rychlej zmieniła nazwisko. Hrabia który się widocznie lubował w opowiadaniu, raz począwszy je, nudził go niem aż nadto długo...
Nazajutrz Muarycy miał złożyć pieniądze, odebrać pokwitowanie, skończyć wszystko i pożegnać na zawsze dawną swą bratowę. Miał nadzieję, że się to dopełni gdzieś w sądzie, z plenipotentem i że uniknie spotkania nieprzyjemnego dla obu stron. Inne jakoś miały o tem pojęcie te panie, gdyż Morysiowi znać dano, że go oczekują w pałacu, i że zarazem spodziewają się, ii zaszczyt im uczyni pozostając na obiad... Być może, iż piękna pani chciała Maurycemu okazać, jak wiele traciła rodzina, która się jej wyrzekała.
Przyjęcie było uroczyste. Pałac, choć znacznie mniej starannie utrzymywany i opuszczony trochę, zawsze się jeszcze pańsko wydawał, lokaje w liberyi, kamerdyner, pokoje zarzucone kosztownemi fraszkami, których wiele bardzo przybyło — wszystko było obrachowane, aby na wieśniaku wielkie uczyniło wrażenie... Woń kwiatów rozchodziła się wszędzie...
W małym salonie książę, marszałkowa, Felicya i nieznajomy mężczyzna lat średnich, mówiąc grzecznie — w istocie dobrze nie młody, ale silący się na wydanie rzeźkim i świeżym — czekali na gościa, który wprzód już na dole wszystko popodpisywał i powypłacał...
Nigdy w większą powagę i majestat przystrojonych ich nie widział Maurycy... Marszałkowa miała suknię aksamitną, widocznie chcąc przybrać postać osoby surowego obyczaju i wielkiej dostojności. Żadnych ozdób i klejnotów nie włożyła, strój był pod